Nawigacja
Ostatnie poezje
· Zbigniew Dumowski
· Julia Szymańska, Kor...
· Tadeusz Śledziewski
· Kazimierz Domozych "...
· Jakub Charkoowski
· Julia Szymańska, Kor...
· Tadeusz Śledziewski
· Kazimierz Domozych "...
· Jakub Charkoowski
Aktualnie online
· Gości online: 2
· Użytkowników online: 0
· Łącznie użytkowników: 22
· Najnowszy użytkownik: ChybaMarzycielka
· Użytkowników online: 0
· Łącznie użytkowników: 22
· Najnowszy użytkownik: ChybaMarzycielka
Logowanie
Losowa Fotka
Partnerzy
Nawigacja
Julia Szymańska, Kornelia Madęła, Martyna Kanigowska, Zuzanna Kielar
CZĘŚĆ I: WARSZAWA
W moim życiu minęły dwadzieścia dwie wiosny,
Jestem na tyle dorosły, by porzucić młodzieńcze sny.
Nie wiem kim jestem, kim powinienem, a kim być chcę,
Mój umysł niby liść na wietrze szamoce się.
Wiem, że jestem wśród podobnych i wątpliwościom mym mogę dać zawadzić,
Młodzi Warszawiacy również nie wiedzą gdzie szlak przyszłości ma prowadzić.
Wokół, wszędzie rozsiani w grupach czy sami,
Chowają oszklone oczy za ksiąg stosami.
Brak pasji, idei, planów czy pomysłów
Bezradność przykryta wachlarzem mądrych słów.
W teatrze zdarzeń gra wartości naszych konflikt,
Którą drogą myśli kroczyć, sam nie wie nikt.
Jest to zbyt wielki świat, pełen małych ludzi,
Gdzie zbyt wielkimi nadziejami, każdy z nich się łudzi.
Młodzi są tak zagubieni, jakby chodzili we mgle,
Ich zdecydowanie zelżało, a spełnienie wciąż odległe
CZĘŚĆ II: PARYŻ
W późniejszych latach przyszło mi odwiedzić miasto zakochanych,
Jednak Paryż mnie zaskoczył, mimo ogromu ksiąg przeczytanych.
Wbrew pozorom, miasta tytuł nieaktualny mamy,
Bo nie miłość tu pierwsza a reklamy.
Na kolorowych bilbordach widzę pukle złociste,
W ustach mają perły, białe i szkliste.
Z każdym krokiem się o ich mądrości potykam,
W telewizji, Internecie i gazecie je spotykam.
Łatwo jest wpaść w wir próżności i za ideałem pogoni,
Lecz niech nie zwiedzie was maska, co ich oblicze chroni.
Z pozoru altruiści, potrzebującym w Internecie pomagają,
W rzeczywistości z altruizmu w sobie nic nie mają.
Mówią innym co mają robić i jak żyć,
jednocześnie próbując swoją sztuczność zakryć.
Miasto pełne jest papug, gdzie oni robią za papieży,
Ciężko się odnaleźć, ale oni mówią w co się teraz wierzy.
Muszę uciec, może od fali próżności się schronię,
Choć czuję, że jedyne co robię, to za modą gonię.
CZĘŚĆ III: LONDYN
Choć sił mi odejmuje moja nadzieja malejąca,
Na dwóch miastach moja Odyseja nie dobiega końca.
Spragniony widoku nowej okolicy,
Ciekawość pcha mnie do Brytanii stolicy.
Znalazłem się w centrum miasta ruchliwego,
pełnego wszelkiego zgiełku dokuczliwego.
Mija mnie taksówka, a w niej pan w garniturze,
Pogrążony jest w telefonicznej awanturze.
Ktoś w szalonym biegu na dworcu mnie potrąca,
Przepraszam nie ma czasu wymówić do końca.
Inne czyjeś ręce przepełnioną teczkę trzymały,
Za to puste oczy na mnie jakby bez duszy łypały.
Miasto jest burzliwe i pełne kolorów,
Oślepia mnie blask świateł i reflektorów;
Mimo to każdy człowiek jest tu szary,
pędzi, by przegonić swe koszmary.
Bańka miłości, radości i marzeń tu pryska,
O ile nie ma się pracy i stanowiska.
CZĘŚĆ IV: ISLANDIA
Samotna łza mi po poliku spływa,
Bo w dzisiejszym świecie czas szybciej upływa.
Uciekam więc tam gdzie nie sięga już wzrok
Na islandzką ziemię. Towarzyszy mi mrok.
Stoję sam pośród fal i skał, czas zwalnia.
Nadal niezmierne mnie zdziwienie ogarnia,
Ile mi wspaniałych chwil przez palce umyka,
I jak serca ludzkie pędzący świat zamyka.
Technologia. Cud nowożytności, cały świat przyspieszył,
Jednak gdyby jej zabrakło któżby się cieszył?
Nałożyły ekrany jaskrawym światłem się tlące,
Kajdanki na nadgarstki blado wyglądające.
Zdaje mi się, że wszędzie widzę pochylone nosy,
W okół rozlegają się sieci szumy i odgłosy.
Wyjechać jak najdalej, nabrać perspektywy.
Tyle czasu mi zajęło, bym mógł poczuć się żywy?
Ten szczyt wydaje się jedynym miejscem na ziemi,
Gdzie widok duszą, nie światłami się mieni.
W moim życiu minęły dwadzieścia dwie wiosny,
Jestem na tyle dorosły, by porzucić młodzieńcze sny.
Nie wiem kim jestem, kim powinienem, a kim być chcę,
Mój umysł niby liść na wietrze szamoce się.
Wiem, że jestem wśród podobnych i wątpliwościom mym mogę dać zawadzić,
Młodzi Warszawiacy również nie wiedzą gdzie szlak przyszłości ma prowadzić.
Wokół, wszędzie rozsiani w grupach czy sami,
Chowają oszklone oczy za ksiąg stosami.
Brak pasji, idei, planów czy pomysłów
Bezradność przykryta wachlarzem mądrych słów.
W teatrze zdarzeń gra wartości naszych konflikt,
Którą drogą myśli kroczyć, sam nie wie nikt.
Jest to zbyt wielki świat, pełen małych ludzi,
Gdzie zbyt wielkimi nadziejami, każdy z nich się łudzi.
Młodzi są tak zagubieni, jakby chodzili we mgle,
Ich zdecydowanie zelżało, a spełnienie wciąż odległe
CZĘŚĆ II: PARYŻ
W późniejszych latach przyszło mi odwiedzić miasto zakochanych,
Jednak Paryż mnie zaskoczył, mimo ogromu ksiąg przeczytanych.
Wbrew pozorom, miasta tytuł nieaktualny mamy,
Bo nie miłość tu pierwsza a reklamy.
Na kolorowych bilbordach widzę pukle złociste,
W ustach mają perły, białe i szkliste.
Z każdym krokiem się o ich mądrości potykam,
W telewizji, Internecie i gazecie je spotykam.
Łatwo jest wpaść w wir próżności i za ideałem pogoni,
Lecz niech nie zwiedzie was maska, co ich oblicze chroni.
Z pozoru altruiści, potrzebującym w Internecie pomagają,
W rzeczywistości z altruizmu w sobie nic nie mają.
Mówią innym co mają robić i jak żyć,
jednocześnie próbując swoją sztuczność zakryć.
Miasto pełne jest papug, gdzie oni robią za papieży,
Ciężko się odnaleźć, ale oni mówią w co się teraz wierzy.
Muszę uciec, może od fali próżności się schronię,
Choć czuję, że jedyne co robię, to za modą gonię.
CZĘŚĆ III: LONDYN
Choć sił mi odejmuje moja nadzieja malejąca,
Na dwóch miastach moja Odyseja nie dobiega końca.
Spragniony widoku nowej okolicy,
Ciekawość pcha mnie do Brytanii stolicy.
Znalazłem się w centrum miasta ruchliwego,
pełnego wszelkiego zgiełku dokuczliwego.
Mija mnie taksówka, a w niej pan w garniturze,
Pogrążony jest w telefonicznej awanturze.
Ktoś w szalonym biegu na dworcu mnie potrąca,
Przepraszam nie ma czasu wymówić do końca.
Inne czyjeś ręce przepełnioną teczkę trzymały,
Za to puste oczy na mnie jakby bez duszy łypały.
Miasto jest burzliwe i pełne kolorów,
Oślepia mnie blask świateł i reflektorów;
Mimo to każdy człowiek jest tu szary,
pędzi, by przegonić swe koszmary.
Bańka miłości, radości i marzeń tu pryska,
O ile nie ma się pracy i stanowiska.
CZĘŚĆ IV: ISLANDIA
Samotna łza mi po poliku spływa,
Bo w dzisiejszym świecie czas szybciej upływa.
Uciekam więc tam gdzie nie sięga już wzrok
Na islandzką ziemię. Towarzyszy mi mrok.
Stoję sam pośród fal i skał, czas zwalnia.
Nadal niezmierne mnie zdziwienie ogarnia,
Ile mi wspaniałych chwil przez palce umyka,
I jak serca ludzkie pędzący świat zamyka.
Technologia. Cud nowożytności, cały świat przyspieszył,
Jednak gdyby jej zabrakło któżby się cieszył?
Nałożyły ekrany jaskrawym światłem się tlące,
Kajdanki na nadgarstki blado wyglądające.
Zdaje mi się, że wszędzie widzę pochylone nosy,
W okół rozlegają się sieci szumy i odgłosy.
Wyjechać jak najdalej, nabrać perspektywy.
Tyle czasu mi zajęło, bym mógł poczuć się żywy?
Ten szczyt wydaje się jedynym miejscem na ziemi,
Gdzie widok duszą, nie światłami się mieni.
Komentarze
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?